Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/jandan.rzeszow.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra10/ftp/jandan.rzeszow.pl/paka.php on line 5
Brianem - kto robił tutaj to samo co ona. Ale nie dostrzegła

Brianem - kto robił tutaj to samo co ona. Ale nie dostrzegła

  • Martyna

Brianem - kto robił tutaj to samo co ona. Ale nie dostrzegła

26 January 2021 by Martyna

nikogo w pobliżu kościoła ani też pomiędzy grobami. Odczekała kilka minut i ponownie zlustrowała teren. Nic. Ostrożnie przemieściła się za następny grobowiec. Teren był pustynny, z nielicznymi kaktusami i suchymi krzakami, nie rosła tu an43 39 trawa, która mogłaby ułatwić jej ciche poruszanie się po cmentarzu. Przyklękła i poczuła, jak ostry kamień wbija się jej w kolano; mimo bólu udało jej się opanować i powstrzymać od gwałtownych ruchów, po prostu ostrożnie zmieniła pozycję. Coś popełzło po dłoni Milli. Coś małego, drobnego jak mrówka czy mucha. Z najwyższym trudem udało jej się ponownie opanować, zwalczyć chęć podskoczenia z wrzaskiem w górę i natychmiastowego strząśnięcia robala z ręki. Nienawidziła robactwa. Nienawidziła brudu. Nienawidziła leżenia na ziemi, wśród brudu i robactwa. Ale dzięki długiemu treningowi nauczyła się robić to mimo wszystko, ignorując brud i robactwo. Wiedziała, że to, co robi, jest niebezpieczne; serce waliło jej w piersi jak oszalałe, ale to też nauczyła się ignorować. Nieważne, co działo się w środku, na zewnątrz musiała zachowywać całkowity spokój. Podniosła kamień, który wbił się jej w kolano, wyczuła pod palcami gładki, niemal regularny kształt czworościanu. Jak mała piramidka, ciekawe. Automatycznie wsunęła kamień do kieszeni dżinsów Po chwili zorientowała się, co zrobiła, i zabrała się do wyciągania kamyka ze spodni, ale ostatecznie dała sobie z tym spokój. Zbierała kamienie od lat: te ładne, gładkie, o wyjątkowych kształtach. Miała już w domu niezłą kolekcję. Mali chłopcy często zbierają kamienie, prawda? Po kolejnym zlustrowaniu terenu cmentarza przemknęła za sąsiedni grób, potem za kolejny, stopniowo docierając do upatrzonego punktu. Zasłaniając dłonią zegarek, przycisnęła guziczek, aby an43 40 oświetlić tarczę: dziesiąta trzydzieści dziewięć. Mogło to oznaczać, że ich oszukano - albo po prostu Diaz i jego kumple się spóźniają. Miała nadzieję, że tak właśnie było; szkoda, by cały ich wysiłek poszedł na marne. Nie. Nic nie szło na marne. Wcześniej czy później odnajdzie syna. Musiała tylko uważnie śledzić wszystkie tropy. Robiła to od dziesięciu lat i poświęci następne dziesięć, jeśli tak będzie trzeba. Albo dwadzieścia. W ogóle nie wyobrażała sobie zarzucenia poszukiwań. Przez wszystkie te lata starała się wyobrażać sobie, jakie byłyby zainteresowania Justina, jak mógłby się zmieniać, rosnąc. Kupowała zabawki, które mogły mu się spodobać. Czy wolałby bawić się piłką, czy samochodzikami? Czy mruczałby „brum, brum!", jeżdżąc nimi po dywanie? Gdy minęły jego trzecie urodziny, Milla wyobraziła go sobie na trzykołowym rowerku. Rok później, jak sądziła, zacząłby zbierać kamyczki, dżdżownice i inne takie drobiazgi. Wkładałby je sobie do małych kieszonek w spodenkach. Nie mogła się wprawdzie zmusić do podnoszenia robaków, ale kamienie... to było do zaakceptowania. Tak, mogła zbierać kamienie. I taki właśnie był

Posted in: Bez kategorii Tagged: biżuteria na lato, dziecko 18 kg, dziecko 18 kg,

Najczęściej czytane:

- A tam jest twoja ciocia... - zaczął.

Uświadomił sobie, co robi. Nie. Nic dobrego ^ tego nie wyniknie. Zmusił się, by zawrócić do zamku. Koło piątej po południu Henry wreszcie zasnął, zmę¬czony spacerem i zabawą, nakarmiony. Tammy miała zjawić się o siódmej, do tej pory chłopczyk nie obudzi się z pew-nością. W tej sytuacji Mark mógł spokojnie zostawić go pod opieką ochmistrzyni i wracać do domu. W końcu wy¬wiązał się ze swojego zadania. Ale skoro zamierzał pracować, to właściwie prościej było wygodnie ułożyć się z laptopem w wielkim łóżku, w któ¬rym spał Henry, niż jechać do Renouys... ... [Read more...]

szym przesłuchaniem? - Zapytam Rudego, czy nie zgodziłby się przesunąć tej rozmowy do chwili, gdy pojawi się twój adwokat. - Jak sądzisz, wsadzą mnie do ciupy na weekend? - Jeżeli spróbują tylko o tym wspomnieć, podniosę wielką wrzawę. Poza tym, to wszystko jakieś bzdury. Myślę, że Rudy chciał cię przesłuchać jedynie dlatego, by uspokoić swojego zastępcę. Nie wierzy w tę historię z Biblią bardziej niż ty. Uścisnęli sobie dłonie, ale gdy Beck próbował cofnąć swoją, Chris przytrzymał ją mocniej. - Nie chcę płacić za coś, czego nie zrobiłem, Beck. A nie zabiłem Danny'ego. Beck odwzajemnił uścisk. - Wierzę ci - powiedział. 29 Tego wieczoru, gdy Sayre wróciła do hotelu, otworzyła drzwi do swojego pokoju nowym kluczem. Zamek w drzwiach, który otworzył wytrychem Klaps Watkins, wymieniono na nowy. Stanęła w progu i zlustrowała wnętrze. Najlżejszy ślad zapachu Watkinsa został wyeliminowany. Nie ufając motelowej sprzątaczce, sama włożyła gumowe rękawiczki i zanim wyszła do odlewni, porządnie wysprzątała pokój. Zażądała również od kierownika nowego krzesła i pościeli. Zadowolona z tego, że zniknęły wszystkie wspomnienia po wczorajszym gościu, zamknęła za sobą drzwi, tym razem pamiętając, by założyć również łańcuch. Zmęczona, podeszła do szafy i spojrzała na siebie w lustrze. Jej skóra była spalona słońcem, ale jednocześnie tak mokra od potu, że kleiły się do niej ubrania. Sayre ściągnęła adidasy i przyjrzała się bolesnym, zaognionym odciskom, które psuły jej pedikiur w kolorze beż Marilyn. Była zbyt zmęczona, by zjeść zapiekankę z serem, którą kupiła po drodze w barze, ale jednocześnie umierała z głodu. Po pierwszym kęsie dosłownie pożarła resztę. Wzięła bardzo długi prysznic, drugi tego dnia. Rano wyszorowała się porządnie, próbując usunąć z siebie najmniejszy ślad wspomnień po dotyku Watkinsa. Teraz pozwoliła wodzie, by powoli zmywała znużenie i ból mięśni. Zbyt zmęczona, aby zawracać sobie głowę suszarką, wytarła włosy ręcznikiem, Jej jedynym ukłonem w stronę kosmetycznych nakazów było nałożenie kremu nawilżającego na spalony słońcem nos. Strupek z rany na policzku odpadł po myciu, za dzień czy dwa nie będzie śladu po skaleczeniu. Włożyła majtki i krótką koszulę nocną. Tę, w której spała zeszłej nocy, wyrzuciła do śmieci. Nie chciałaby jej nawet dotknąć, niezależnie od tego, ile razy by ją uprała. Powiedziała sobie, że powinna zapomnieć o wydarzeniach ostatniej nocy. Nie stało się nic strasznego. I tak już pozwoliła temu imbecylowi na zbyt wiele. Ale przed położeniem się spać zdecydowała, że zostawi zapalone światło w łazience, żeby nie obudzić się w środku nocy w absolutnych ciemnościach i nie przeżywać ponownie potwornych chwil, gdy odkryła w swoim pokoju obecność Watkinsa. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. - Sayre? Otwórz. Beck. Zapukał lekko, żeby jej nie przestraszyć, ale przemówił twardym głosem. - Czego chcesz, Beck? - Chcę, żebyś otworzyła drzwi. Odsunęła zasuwę i uchyliła drzwi na tyle, na ile pozwalał łańcuch. Spojrzała na niego przez szczelinę, - Nie jestem ubrana. ...

- Wpuść mnie. - Po co? Widziała napięcie na jego twarzy. Nie raczył nawet odpowiedzieć, po prostu patrzył na nią. Ustąpiła głównie dlatego, że nie chciała, aby wszyscy mieszkańcy hotelu stali się świadkami ich rozmowy. Musiały się zacząć rozgrywki ligowe kręglarzy, ponieważ parking przed The Lodge zapełniły samochody i pokój obok Sayre był zajęty. Zdjęła łańcuch i Beck wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Natychmiast spojrzał na rąbek jej koszuli nocnej, nagie nogi i stopy. Objęła się ramionami w talii i ten obronny gest sprawił, że spojrzał w bok. - W świetle tego, co zdarzyło się dziś rano... włóż coś na siebie, jeśli poczujesz się dzięki temu lepiej. - Nie zostaniesz tu długo. Czego chcesz? - Clark Daly jest w szpitalu. - Co takiego? - Na ostrym dyżurze. Dłoń Sayre powędrowała do gardła. - Kolejny wypadek przy pracy? - Nie powiedziałbym. Został pobity. - Pobity? - Na kwaśne jabłko. Jest w poważnym stanie, niedługo się okaże, czy w krytycznym. Ma widoczne obrażenia, obluzowane zęby, rozpłataną wargę, podbite oczy, rozcięte powieki, rany na głowie. Możliwe, że doznał złamania kości czaszki, ma połamane żebra. Podejrzewają wewnętrzne krwawienia, ale dopiero prześwietlenie potwierdzi to lub wyeliminuje. Sayre zasłoniła dłonią usta i powoli wypuszczając powietrze z płuc, usiadła na brzegu łóżka. - K... kto? - Nie znamy nazwisk sprawców, ale zostałaś uznana za jedną z odpowiedzialnych za to osób - wpatrzył się w nią świdrującym wzrokiem. Sayre poczuła mdłości. - Co się stało? - Dziś w nocy zostałem w fabryce. Chciałem być na miejscu w razie ewentualnych kłopotów. Wkrótce po rozpoczęciu porannej zmiany zorientował się, że coś nie gra. - Kiedy pracujesz tam wystarczająco długo, zaczynasz odbierać wibracje i czujesz, gdy coś jest nie tak- powiedział. - Poszedłem na dół i zacząłem się dopytywać, co się stało. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać, zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń. - Jesteś najlepszym kumplem Huffa. Zacisnął szczęki z gniewu, ale nie skomentował jej uwagi. - Wreszcie udało mi się wyciągnąć od jednego z robotników, że Clark Daly nie zgłosił się do pracy. Jeden z kolegów zadzwonił do jego żony, która oszalała ze strachu. Powiedziała, że miał mnóstwo czasu, by dotrzeć do fabryki, Zaniepokoiło to jego przyjaciół, którzy natychmiast chcieli udać się na poszukiwania. Kazałem im zostać w pracy i wraz z kilkoma wybranymi poszedłem rozejrzeć się za Clarkiem. Dostrzegliśmy jego samochód na poboczu, nie dalej niż dwie przecznice od domu. Clark leżał na brzuchu w rowie, nieprzytomny. Źle z nim. Sayre wstała i powlokła się w stronę komody. - Idę tam. - Wyciągnęła z szuflady dżinsy, jednak Beck wyrwał je jej z ręki i rzucił na bok. - Pani Daly to się nie spodoba, Sayre. - Nie obchodzi mnie... - Słuchaj! - krzyknął, chwytając ją za ramiona. - Kiedy Luce Daly pojawiła się w szpitalu, rzuciła się na mnie z pazurami. Dała mi wyraźnie do zrozumienia, że jestem persona non grata i wrzeszczała, że mam się trzymać z daleka od jej męża. Spodziewałbym się takiej reakcji, gdyby przytrafił mu się wypadek przy pracy. Mogłaby wtedy zareagować jak Alicia Paulik. Ale tym razem to ja byłem przecież jednym z tych, którzy odnaleźli Clarka i przywieźli go na pogotowie. Wkrótce jednak wyszło na jaw, że Daly nie był ofiarą przypadkowej napaści. Nic z tych rzeczy. Zbito go na kwaśne jabłko, ponieważ zatrudniłaś go do wyłuskania szpiegów Huffa spośród załogi i do zachęcania ludzi do strajku. - Oddychał ciężko, nie dbając o ton czy siłę głosu. Ledwie powstrzymywał gniew. Rozluźnił uścisk, jak gdyby nagle sobie uświadomił, że zbyt mocno trzyma ramiona Sayre. Puścił ją, odwrócił się, przeczesał włosy dłonią, a potem znów na nią spojrzał. - Powiedz mi, że pani Daly się myli. Powiedz mi, że to nieprawda. Sayre uniosła brodę wyzywająco. - Sam nazwałeś to wojną. - To nie jest twoja wojna. Dlaczego bierzesz w niej udział? - Dlatego, że ktoś musi. Dlatego, że sposób, w jaki pracuje cała odlewnia, jest z gruntu zły. Ktoś musi się tym zająć. - Naprawdę uważasz, że twoje uczestnictwo w tym wszystkim cokolwiek pomoże? Czy sądzisz, że twój udział w demonstracji przyniesie jakąkolwiek korzyść? - Owszem, tak uważam. - W takim razie mylisz się, i to bardzo. - W ten sposób deklaruję się wobec pracowników. - Nie potrafisz nawet z nimi rozmawiać! - krzyknął. - Przekonałaś się o tym kilka dni temu, podczas odwiedzin w odlewni. Noszenie transparentu nie postawi cię na równi z ludźmi, którzy żyją przez miesiąc z tego, co ty wydajesz na buty. Może i masz dobre serce, Sayre, ale myślisz jak idiotka. Nie zdobyłaś jeszcze zaufania robotników ani ich rodzin. Jeszcze nie. Dopóki tego nie zrobisz, będziesz uznawana za wichrzycielkę. Przez ciebie Clark Daly dzisiaj nieomal przejechał się na tamten świat i masz cholerne szczęście, że to nie ty wylądowałaś w rowie! Zabolały ją oskarżycielskie słowa Becka, tym bardziej że miał rację. Odwróciła się od niego, zgarbiona pod ciężarem winy. - Ostatnią rzeczą, której chciałam, było przysporzenie Clarkowi dodatkowych kłopotów - powiedziała. - W takim razie powinnaś się trzymać od niego z daleka. I to właśnie przyszedłem ci przekazać. Uniosła głowę i spojrzała na jego odbicie w lustrze. - Od kogo? - Od Luce Daly. To mądra kobieta, rozszyfrowała cię. Przewidziała, że zechcesz natychmiast pojechać do szpitala, znaleźć się u wezgłowia Clarka. Cóż, przykro mi, ale jego żona nie życzy sobie, żebyś się do niego zbliżała. Opowiedziała mi o twoich wizytach w ich domu i wysłała mnie z wiadomością, żebyś zabierała się tam, skąd przybyłaś i zostawiła jej męża w spokoju. - Rozumuje jak zazdrosna żona. Nie mam ochoty na żadne romanse z Clarkiem. Próbowałam mu tylko pomóc. - Rzeczywiście, bardzo mu pomogłaś. Jego żona powiedziała mi, że jesteś chorobą, której nabawił się dawno temu i z której nigdy się nie wyleczył. Z perspektywy Luce Daly Sayre rzeczywiście mogła się jawić jako przypadłość dręcząca Clarka od lat. Nie była to miła analogia. Sayre, zraniona, chciała się bronić, ale powstrzymała ją przed tym duma. - Czy wiesz, kto to zrobił? - zmieniła temat. - Domyślam się. - Mimo to nie każesz ich aresztować, prawda? Ponieważ są ludźmi Huffa, a ty jesteś ich prowodyrem - zaatakowała. - Mam dla ciebie radę, Sayre, którą oczywiście zapewne zignorujesz. Trzymaj się z dala od demonstrantów. Kiedy rozejdzie się wiadomość o Clarku, wybuchnie gniew. W którymś momencie skończy się to zamieszkami, a tobie może się oberwać przy okazji. - Spojrzał w kierunku drzwi. - Przynajmniej zaczęłaś używać łańcucha. - Po wczorajszej nocy nigdy już o tym nie zapomnę. Podszedł do niej powoli. - Czy on cię skrzywdził, Sayre? - Powiedziałam już... - Wiem, co mówiłaś. Wiem również, że zatrzymałaś część wiedzy dla siebie. Dotykał cię? Potrząsnęła głową, ale ku swemu własnemu rozgoryczeniu, poczuła łzy pod powiekami. - Tylko trochę. - Co to znaczy? - Powiedział... obiecał mi kilka wulgarnych rzeczy, ale nie wprowadził ich w czyn. Beck chciał ją przytulić, ale Sayre powstrzymała go, wyciągając rękę i potrząsając głową. - Wszystko w porządku. Powinieneś już iść. - Dobrze - odparł z lekkim skinieniem głowy. - Przyszedłem wyłącznie po to, by opowiedzieć ci o Dalym i przekazać życzenie jego żony, żebyś trzymała się od niego z daleka. Pozostawiam cię jednak z pytaniem, Sayre. Dlaczego się w to wszystko angażujesz? - Powiedziałam ci już wczoraj. - Bo sumienie nie daje ci spokoju, ponieważ nie odebrałaś telefonów Danny'ego. Z powodu niejasności w sprawie Iversona. Aby poprawić warunki pracy w odlewni. Wiem, co powiedziałaś. - To o co ci chodzi? - Czy są to prawdziwe motywy? Nie sądzę. Jest tylko jedna przyczyna, która powoduje tobą we wszystkim, co robisz. - Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Spojrzał na nią przez ramię. - Huff. - Sayre! Przyjechałaś tu sama? Mój Boże, dziewczyno, co ty wyprawiasz, jeździsz sama o tej porze?! - Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam. - A jeżeli ten śmieć, Watkins, cię śledzi? - Selma pospiesznie wprowadziła Sayre do środka. - Pewnie jest już gdzieś w Teksasie, w drodze do Meksyku. Czy Chris jest w domu? - Wyszedł po kolacji i jeszcze nie wrócił. Mogę do niego zadzwonić. - Właściwie to przyszłam porozmawiać z Huffem. Nie śpi jeszcze? - Jest już w swoim pokoju, ale nie sądzę, żeby już się położył. - Jak on się czuje? Odzyskał siły? - Nie widzę żadnej różnicy między jego stanem przed zawałem i po nim. Pilnuję, żeby łykał lekarstwa na nadciśnienie. Zważywszy na to, co się dzieje od dnia śmierci Danny'ego, dziwię się, że jeszcze nie strzeliła mu żadna tętnica. Sayre poklepała ją po ręku. - Zawsze dobrze się nami opiekowałaś i jestem ci za to dozgonnie wdzięczna. Wracaj do swojego pokoju. Sama wyjdę, kiedy skończę rozmowę. Kapcie gospodyni zastukały cicho o drewnianą klepkę gdy Selma poczłapała przez wielki hol w ... [Read more...]

Mark pękał z dumy.

Tammy też powinna tu być, przemknęło mu przez głowę i w tym momencie wszystko stało się dla niego jasne. Ona mu to podarowała. Ponieważ wychowywała siostrę, znała wszystkie cienie i blaski zajmowania się małym dzieckiem. Wiedziała, jak wielką radość sprawia pierwszy krok dziec¬ka. Potem pewnie pierwsze słowo, pierwszy rysunek, udana jazda na rowerze... Tammy wyjechała dlatego, bo chciała, by wszystkie te wspaniałe chwile przypadły w udziale jemu. Wyrzekła się wszystkich szczęśliwych chwil. Dla nie¬go. Bez słowa skargi poświęciła to, co było dla niej naj¬cenniejsze. I nagle Mark zrozumiał, czym naprawdę jest miłość. Matka zadzwoniła na komórkę w środku nocy, nie przej¬mując się porą. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 jandan.rzeszow.pl

WordPress Theme by ThemeTaste