za niego płacisz.
- Czyżby? - Według mnie powinieneś zostać tutaj. 279 Przedtem jakoś nie zauważył, że jej skądinąd uroczy nosek jest usiany piegami. - Nie zdawałem sobie sprawy, że masz piegi. - Bo zwykle ukrywam je pod makijażem. - Nie powinnaś. Są śliczne. Kat patrzyła mu przez dłuższą chwilę w oczy, po czym nagle odwróciła wzrok. - Co się dzieje? - spytał, wyczuwając zmianę. - Właśnie przyszło mi do głowy - odezwała z wyraźnym zakłopotaniem - że patrząc z twojego, a nie mojego punktu widzenia, rzeczywiście nie powinieneś teraz spędzać nocy w mieszkaniu obcej kobiety. Za nic nie chciałabym pogarszać twojej sytuacji. - Jak mam wisieć, to niech przynajmniej wiem, za co. - Chyba że tak - odrzekła z uśmiechem. Nagle przeszyła go bolesna myśl: może mimo wszystko Kat nie uwierzyła w jego wersję? - Co jest? - spytała. - Nie, nic. - Widziałam to spojrzenie. Gadaj zaraz. Jeśli jesteśmy przyjaciółmi... - Właśnie sobie pomyślałem - cedził wolno słowa - że nie miałbym ci za złe, gdyby jakaś część twojego umysłu zastanawiała się, czy przypadkiem moje pasierbice nie mówią prawdy. - Żarty sobie robisz? Jej rzeczowy ton dawał jasno do zrozumienia, że to absurd. Wątpliwości Matthew wyparowały niczym krople deszczu na rozgrzanym chodniku. - Dziękuję. Ich oczy znów się spotkały i tym razem żadne nie spojrzało w bok. - Czy twoim zdaniem - spytała miękko - jeszcze za wcześnie na pocałunek? Tak, odpowiedział jego wewnętrzny głos. O wiele za wcześnie. A jednak Matthew ją pocałował. Nie mógł się powstrzymać. I nie chciał. Jej usta miały smak czerwonego wina. Chciał dalej ją całować, utonąć w tych pocałunkach, chciał ją objąć i czuć, jak ona go obejmuje, a potem... potem zapomnieć o całym świecie. Za szybko. Odsunął się niechętnie. - W porządku... - szepnęła Kat. - Przepraszam. 280 - Nie musisz mnie przepraszać. Ani wracać do hotelu. - Wstała i rozprostowała nogi. - Kanapa jest ciut dla ciebie za krótka, ale i tak powinno ci być wygodnie. Jeśli zechcesz... - Bardzo chcę. - Mam iść po poduszkę i koc? Pokiwał głową. - Proszę. - Trochę kręciło mu się w głowie, ale było to miłe uczucie i mimo ogromnego zmęczenia, nie chciał, by ustąpiło. - Pomóc ci? - Siedź tam sobie. Nie musiała mu dwa razy powtarzać. 51. Obudził się sztywny i obolały, czując przez chwilę niemal rozkoszne